Wojna w Ukrainie: Pozostanę tu, jak długo się da

- Marzec 31, 2022

Chmielnicki to miasto położone około 300 km od Kijowa. To przez to miasto

przemieszczają się ludzie z terenów ogarniętych wojną, kierując się na zachód, w stronę

polskiej granicy. Znajdujący się tu Jezuicki Dom Rekolekcyjny stał się dla nich przystankiem

na drodze. O pomocy dla uchodźców rozmawiamy z dyrektorem domu rekolekcyjnego,

o. Bartłomiejem Przepelukiem SJ.

 

Jak wygląda sytuacja w miejscu, w którym Ojciec przebywa?
– Chmielnicki to przelotowe, 300-tysięczne miasto, położone na skrzyżowaniu ważnych dróg. Codziennie

słyszymy alarmy powietrzne, codziennie musimy się chować w schronach. Mamy tutaj niezwykłe świadectwa

solidarności, a wszystkie struktury chrześcijańskich wyznań są niezwykle zjednoczone. Miasto pootwierało

kina, hotele, teatry po to, by przyjąć ludzi w potrzebie. Codziennie przyjeżdża do nas mnóstwo ludzi ze wschodniej

Ukrainy, z terenów frontowych. Bezpośrednio doświadczyli oni tego, jak niezwykle brutalna, śmiercionośna

jest wojna, jak w krótkim czasie wyniszcza wszystko. Z minuty na minutę giną ludzie, leje się krew. Dochodzi

do sytuacji, gdzie strzela się w cywilów, gdzie robi się z nich żywe tarcze, gdzie cierpią dzieci, kobiety. Rosjanie

chcą w ten sposób zdusić morale Ukraińców, ale to morale tylko wzrasta. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego,

co się wydarza w sercach Ukraińców, jak się jednoczą, solidaryzują, jak niesamowicie teraz dojrzewają duchowo.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego narodu.
Na czym w takiej sytuacji polega posługa Ojca?
– Jestem przydzielony do tzw. misji ukraińskiej, już trzeci rok z rzędu. Obecnie moim zadaniem jest przywitanie

z uśmiechem tych, którzy tu przyjeżdżają, podtrzymanie na duchu, wysłuchanie ich, danie im posiłku, przydzielenie

pokoju, zaoferowanie czystej pościeli, ciszy, żeby mogli po prostu zwyczajnie przespać noc. W naszym domu

rekolekcyjnym schronienie znaleźć może jednorazowo kilkadziesiąt osób. Uciekinierzy często się otwierają, opowiadają

o swoich przeżyciach, o tym, co widzieli, czego doświadczyli. Straszne historie można tu usłyszeć. To są ludzie,

którzy się chowali przed bombardowaniami, przed ostrzałami, jechali bardzo niepewnie po drodze, nie wiedząc,

co ich spotka, kogo będą mijać.
Kiedy do nas docierają, mają możliwość złapania oddechu, żeby się wyciszyć, uspokoić, pomodlić, podzielić się swoimi

przeżyciami. Przesypiają noc, posilają się, otrzymują to, co jest im potrzebne na drogę, i jadą dalej. Mówimy o sytuacji

, gdy ojcowie odwożą swoje rodziny w bezpieczne miejsce, a sami zostają w kraju, żeby go bronić. Przychodzą do mnie

prosić o błogosławieństwo czy o spowiedź, bo idą bić się za ojczyznę i nie wiedzą, czy wrócą.
Pozostanę tu, jak długo się da. Jestem z tymi ludźmi, tam, gdzie oni są, tam i ja jestem. Solidaryzuję się z Ukraińcami,

towarzyszę im, służę po prostu. Także w misji pojednania. Bardzo ważne jest dla mnie, aby ci ludzie nie mieli nienawiści

w sercu, aby się bronili i obronili – tylko tyle. Bardzo piękne są postawy Ukraińców na froncie. Cywile wychodzą na ulice,

zatrzymują czołgi i mówią: „Co wy robicie, chłopczyki, co wy robicie, co wam nagadali do tych głów”. Starsze kobiety,

mężczyźni przemawiają do rozumu tych żołnierzy, tłumacząc im, że są najeźdźcami.
Jakie to jest uczucie obudzić się rano i usłyszeć: wojna…
– W przeddzień umówiliśmy się z duszpasterstwem studentów i młodzieży, że idziemy do restauracji. Spędziliśmy

wspaniały wieczór przy przepysznej gruzińskiej kuchni, planowaliśmy, co będziemy robić w duszpasterstwie, planowaliśmy

remonty, rozwój domu rekolekcyjnego, duszpasterstwa, cieszyliśmy się tym wieczorem. Pojechaliśmy do swoich domów,

poszliśmy spać, a na drugi dzień okazuje się, że jest wojna. To było nie do uwierzenia, to jest jak wbicie noża w plecy.
Jak się teraz czujemy? Ciężko nam, nikt nie chce tutaj tej wojny. To jest następna tragedia, która spotyka ten naród.

Naród, który chce się rozwijać, naród, który chce być częścią Unii Europejskiej. Ci ludzie pragną zrzucić z siebie te pęta

starego systemu, który ich zniewalał. Po przeżyciu pierwszego szoku czujemy się jednak bardzo silni, zjednoczeni,

wiemy, o co walczymy, bo walczymy w słusznej sprawie.
Niesiecie pomoc, a jakiej pomocy Wy potrzebujecie?
– Bardzo bym prosił o modlitwę za Ukraińców i za Ukrainę, bo doświadczamy tej modlitwy, żołnierze na froncie także

jej doświadczają. Opowiadają, że cuda się zdarzają, i rzeczywiście się dzieją. Nie tylko na froncie, ale na arenie międzynarodowej,

co możemy widzieć z dnia na dzień. Po drugie, jeszcze raz proszę o tę modlitwę, i po trzecie, jeszcze raz o nią proszę.

A już na czwartym miejscu proponowałbym śledzić oficjalne ukraińskie strony rządowe, które są dobrze zorganizowane

i umieszczają na bieżąco informacje, jakiego typu potrzeby ma Ukraina. Jeśli chodzi o organizację kościelną,

potrzebowalibyśmy pomocy w postaci wpłat na fundusz „Jezuicka Pomoc dla Ukrainy”. Jest to fundusz pomagający

Ukraińcom w Polsce i na Ukrainie. To, co można też robić, to szerzyć informację, co tutaj się tak naprawdę wyprawia.

Doszło do brutalnego napadu, dochodzi do eksterminacji ludności ukraińskiej. To jest karygodne i wymaga interwencji,

bo Zachód będzie siedział i się patrzył. Powiem Panu tak, że będąc księdzem, siedzę tutaj i nie wiem, co mnie spotka.

Więc cieszę się, że porozmawialiśmy, i mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy.
Wszystkiego dobrego, z Bogiem.

Rozmawiał Sławomir Iwanowski, Polonika nr 289, marzec/kwiecień 2022

Zostaw komentarz