72 views 12 min

0

Komentarzy

Widziane z Paryża – Francuski dylemat przy urnach

- Kwiecień 14, 2022

Francuzi mają już za sobą I turę wyborów prezydenckich. Z dwunastu kandydatów do II tury, która odbędzie się w niedzielę 24 IV, przeszło dwoje kandydatów: obecnie urzędujący prezydent Emmanuel Macron (27,8%) i liderka ruchu Rassemblement National, Marine Le Pen (23,1%), która startuje w wyborach prezydenckich już po raz trzeci, po raz trzeci przechodzi do drugiej tury, co mobilizuje większość przeciwników „skrajnej prawicy”, umożliwiając, według wszelkiego prawdopodobieństwa, elekcję przeciwnikowi.

O programie obecnego prezydenta, który stoi na czele rządu francuskiego od pięciu lat można powiedzieć w największym skrócie, że ma być jak było. Macron nie radził sobie ze społecznym ruchem żółtych kamizelek, wysyłając na nich odziały CRS – policję do zadań specjalnych (ZOMO za czasów PRL – u). Ruch ten podczas pandemii osłabł, a właściwie praktycznie przestał istnieć. Dla nas, Polaków, prezydent Francji zostanie zapamiętany jako ten, który, po bestialskim ataku Rosji na Ukrainę, wielokrotnie dzwonił do Wladimira Putina. Dosłownie na kilka dni przed głosowaniem, po apelu polskiego premiera, żeby zaprzestać telefonów do Moskwy, Macron zaatakował Mateusza Morawieckiego, mówiąc, że ten stoi na czele rządu ultraprawicowego, że jest antysemitą, i wreszcie że jest przeciwnikiem LGBT. Właściwie nie warto tego komentować, niemniej jednak trzeba podkreślić, że po tych kalumniach rzuconych na Polskę we francuską przestrzeń medialną, ambasador Francji w Warszawie został wezwany do siedziby Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Reakcja adekwatna i natychmiastowa. Wreszcie zaczynamy dostrzegać realne i konkretne działania ministra spraw zagranicznych i ministerstwa, którym kieruje.

Haniebne słowa prezydenta Francji nie są pierwszymi, które padły w Paryżu pod adresem naszego kraju. Pamiętam czasy, kiedy Polska oczekiwała na wejście do Unii Europejskiej i ówczesny prezydent Jacques Chirac powiedział, że przed wejściem do salonu, w którym odbywa się przyjęcie, trzeba w milczeniu oczekiwać na zaproszenie, że straciliśmy okazję, by siedzieć cicho. Buta, arogancja i ignorancja. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze dlatego, że przeciętnego Francuza nie interesuje jakaś tam Polska. Część Francuzów nie wie nawet gdzie ona leży na mapie, nie mówiąc o Ukrainie. Po drugie, francuscy politycy, zupełnie pomijają fakt, że rząd obecnie sprawujący władzę w Polsce, wdraża najbardziej socjalne programy od upadku komunizmu. Polscy rządzący myślą o najbardziej potrzebujących, o rodzinie, o dzieciach, o emerytach……, o tym o czym wcześniejsze rządy, nawet te postkomunistyczne, które z natury rzeczy powinny to czynić, myśleć nie potrafiły, lub nie chciały.  Trzeba tu jasno powiedzieć, obecny rząd ze skrajną prawicą nie ma nic wspólnego, ale tak niestety jest przez francuską klasę polityczną, ale i przez Francuzów postrzegany.

A z czego to wynika? W moim przekonaniu z tego, że na biurka francuskich polityków trafiają opracowania z lewicowej polskojęzycznej prasy. Ale również z tego, że niestety niektórzy polscy euro deputowani, ale i inni opozycyjni politycy, bezwzględnie walcząc o przejecie władzy w Polsce, przekazują nieprawdziwe treści, czy mówiąc wprost nieustannie kłamią, a wręcz plują na swój kraj, co w zrozumiały sposób bardzo odpowiada zachodniemu establishmentowi politycznemu, nie mówiąc o mediach które takie kłamstwa sprawnie wykorzystują i powielają.

Tutaj chciałbym tym wszystkim zawodowym opluwaczom Polski zadać jedno pytanie. Czy mając w rodzinie córkę, która prowadzi się niezbyt etycznie, bo to lubi i ma na to ochotę, lub syna, czy kuzyna, który zbłądził i np. jest narkomanem, alkoholikiem, czy siedzi w więzieniu, przecież zdarzają się takie sytuacje, czasem nawet w najlepszych rodzinach, to czy wtedy chodziliby po dalszej rodzinie, znajomych, sąsiadach i opowiadali im o swoich problemach? Dlaczego przekazujecie światu o Polsce wyssane z brudnego palca nieprawdziwe informacje? Czy macie świadomość, że plując na swój kraj, plujecie również na swoich bliskich, znajomych i wreszcie również na samych siebie? Że ta wasza ślina spada również na wasze nosy?

Podróżowałem troszkę po świecie i nigdy nie spotkałem się z tym, by Francuz, Anglik, Niemiec etc., mówił poza granicami swojego kraju źle o swojej ojczyźnie, by ją krytykował. Nigdy!

Wyrazić tu muszę swoją wielką nadzieję, że ci etatowi opluwacze naszego kraju nigdy więcej do polskiego i europejskiego parlamentu się nie dostaną, że w przyszłych wyborach wyborcy w należyty sposób ich ocenią i im podziękują.

Polska wreszcie, głośno i wyraźnie artykułuje swój byt i swoje potrzeby we wspólnocie europejskiej. I pragnie, mając do tego absolutne prawo, być traktowana podmiotowo, a nie przedmiotowo. Nie oczekuje na klepanie po ramionach i komplementy. Chce być traktowana na równi z innymi członkami Unii Europejskiej, co jest naturalne i zrozumiałe, bo na takich zasadach do UE wstępowaliśmy. Niestety, politykom francuskim, niemieckim a także pochodzącym z innych krajów  zupełnie to nie pasuje. Nie mieści się to w ich głowach. Można by tu wymienić wiele przykładów, ale my dzisiaj o prezydenckich wyborach we Francji, a nie o Polsce i Unii Europejskiej.

Marine, która już po raz trzeci startuje w wyborach prezydenckich jest córką Jean Marie Le Pen, twórcy Frontu Narodowego, wywodzi się z tej właśnie partii. Tym razem jednak startuje pod szyldem ruchu społecznego Rassemblement National (Połączony Naród). To o niej obecnie urzędujący prezydent, ale również większość dziennikarzy i publicystów stacji radiowych, telewizyjnych i prasowych mówi, że to skrajna prawica. W największym skrócie można opisać program Marine Le Pen – Francja dla Francuzów – czyli walka z emigracją, a opieka socjalna tylko dla obywateli tego kraju.

Obecnie kandydaci jeżdżą po całej Francji i przekonują nieprzekonanych i zachęcają tych, którzy nie poszli głosować. Znam wielu Francuzów, którzy z natury rzeczy w I turze wyborów prezydenckich nie chodzą głosować, głosują dopiero w II turze. Kandydaci licytując się np.  o wiek przejścia na emeryturę, o podatek TVA, o pouvoir d`achat (tzn. o siłę nabywczą pieniądza), o pozycje Francji w UE itd. walczą o wyborców i próbują przekonać jeszcze nie przekonanych.
Właściwie prawie wszyscy kandydaci, oprócz zajmującego trzecie miejsce lewicowego populisty, Jean Luc Melanchon – 22% głosów, przekazali swoje głosy Macronowi. Melanchon tego jednoznaczne nie zrobił, ale wezwał, żeby nie oddać ani jednego głosu na, jak to określił, „panią Le Pen”.

Napisałem „prawie”, bowiem na czwartym miejscu uplasował się prawicowy publicysta i dziennikarz pochodzenia żydowskiego Eric Zemmour (7,1%), którego program był bardzo zbieżny z programem Marine Le Pen, i który poprosił swoich wyborców o zagłosowanie na Le Pen.

Z dziennikarskiego obowiązku muszę dodać, że największą przegraną tych wyborów jest Valérie Pécresse  (4,8%), prawicowa polityk, która jako jedyna opowiedziała się po stronie Ukrainy. Tu trzeba wyraźnie podkreślić, że Francja jest niestety promoskiewska i że zupełnie nie rozumie wolnościowych i proeuropejskich aspiracji Ukrainy. Ponieważ Valérie Pécresse nie zdobyła 5% głosów, musi zwrócić skarbowi państwa 5 milionów Euro i już w kilka dni po porażce za pośrednictwem mediów zwróciła się do swoich zwolenników i wyborców o narodową składkę na rzecz swojego długu.

Już 24 kwietna okaże się, kto przez następne pięć lat stać będzie na czele Francji. Jeśli będzie to Emmanuel Macron, moim skromnym zdaniem nic w kraju nad Sekwaną się nie zmieni. Kolejna pięcioletnia kadencja Macrona nie zapoczątkuje tak bardzo potrzebnych i oczekiwanych reform i będzie po staremu.

Jeśli wygra Marin Le Pen, to wtedy na zabetonowanej od dawna francuskiej scenie politycznej, szczycącej się wartościami republikańskimi, przesiąkniętej liberalizmem i globalizmem, zaczną pojawiać się pęknięcia, zwiastujące zmiany we Francji. Reform potrzebuje Francja, ale również cała  skostniała Unia Europejska. Pewne jest jednak, że, mało w tej chwili prawdopodobna, wygrana Le Pen sprowokuje napięcia społeczne w całej Francji. Zaczną się manifestacje, strajki, a nawet zamieszki na przedmieściach wielkich metropolii.

Dla nas Polaków, niestety każdy wybór jest zły, bowiem Marine Le Pen i Emmanuel Macron opowiadają się po stronie Rosji. We Francji dzisiaj troszkę jest tak, jak kiedyś w Polsce, gdy w wyborach prezydenckich, mieliśmy do wyboru Kwaśniewskiego lub Wałęsę.

Jaki będzie wynik wyborów prezydenckich we Francji, przekonamy się już w niedzielę 24 IV po godzinie dwudziestej. Teoretycznie wszystko jest możliwe.

Krzysztof Tadeusz Walendzik

Paryż

Na zdjęciu Valérie Pécresse

Zostaw komentarz