Jak żyć szczęśliwie w innym kraju?

- Styczeń 26, 2022

Jak złagodzić nieuniknione frustracje towarzyszące życiu na obczyźnie? Zapraszamy na spotkanie z Andrzejem Olkiewiczem,
autorem książki pt. „Jak żyć szczęśliwie w innym kraju”, w której dzieli się swoimi przemyśleniami z ponad sześćdziesięciu
lat życia poza ojczyzną.

Napisał Pan książkę „Jak żyć szczęśliwie w innym kraju?”. Do kogo jest ona skierowana?
– Dedykacja na pierwszej kartce książki brzmi: „Poświęcam wszystkim, którzy żyją na obczyźnie”. To znaczy, że jest skierowana
do wszystkich, obojętnie, z jakiego kraju wyemigrowaliśmy i do jakiego kraju przyjechaliśmy, czy emigracja była dobrowolna,
czy byliśmy zmuszeni do niej przez zły los.
Książka może mieć wartość także dla tych, którzy rozważają emigrację, a także dla tych, którzy żyją razem z cudzoziemcem/-ką,
mają rodziców/rodzica z innego kraju, mają przyjaciół lub kolegów w pracy cudzoziemców, albo po prostu chcą się dowiedzieć,
co spotyka i co przeżywa człowiek, który zmienia kraj.

Czy można żyć szczęśliwie w obcym kraju? Czy to jest w ogóle jest możliwe?
– Dając tytuł mojej książce, miałem na myśli szczęście w codzienności – chodzi po prostu o to, aby być zadowolonym z życia.
A kiedy jesteśmy zadowoleni z życia? Pomijając podstawowe potrzeby, takie jak jedzenie, dach nad głową i praca, mamy potrzebę
przynależenia do czegoś większego, do społeczeństwa. Bycie obcą wyspą na obcym morzu nie daje szczęścia. Aby naprawdę być
zadowolonymi, potrzebujemy wejść w nowe otoczenie, czuć, że jesteśmy częścią tego społeczeństwa, i rozwijać się razem z nim.

Uczucie wyobcowania nie jest obce emigrantom. Jak można starać się mu zaradzić?
– Należy chwytać każdą okazję do kontaktu z ludźmi, każdy uśmiech, każdą ludzką przychylność. Drogą do kontaktów mogą być
wspólne zainteresowania, np. gra w szachy, brydża, śpiewanie w chórze, sport.
Ale we własnym kraju możemy również czuć się wyobcowani, np. gdy przeprowadzimy się do innego miasta albo zmienimy miejsce
pracy. Problem i zarazem rozwiązanie są uniwersalne! Musimy być socjalnie aktywni.

Na jakie trudności napotykają emigranci, nie zdając sobie wcześniej z tego sprawy?
– Wielu emigrujących chce osiedlić się w nowym kraju i żyć normalnie w nowym społeczeństwie. Emigrujący jest gotowy nauczyć
się języka, zwyczajów i obyczajów, i nie ma z tym większych problemów. Przede wszystkim język jest niezmiernie ważny.
Język jest kluczem do nowego. Niestety, znajomość języka nie wystarczy! Wejście do nowej społeczności wymaga dużo
więcej – to jest długi proces!
Jeżeli chodzi o zwyczaje i obyczaje, powiedzenie: „Co kraj, to obyczaj”, które wydawało się takie oczywiste przed emigracją,
okazuje się nagle mylące! Bo tu nie chodzi o jeden czy kilka zwyczajów, a o setki w różnych sytuacjach. Nie tak to sobie
wyobrażaliśmy! To jest za trudne.

Tytuł Pana książki wydanej po szwedzku brzmi „Sztuka bycia cudzoziemcem”. Czy to jest rzeczywiście sztuka, aby
odnaleźć się w nowym kraju?
– To jest sztuka! Emigrant jest jak człowiek, który na pełnym morzu, nie znając się na żeglarstwie, płynie samotnie
żaglowcem. Człowiek taki nie może poddać się desperacji, musi pokazać odwagę, pomysłowość, fantazję, stanowczość…

Na co emigrant powinien się więc przygotować, decydując się na wyjazd do innego kraju?
– To niemożliwe przygotować się na zdarzenie, które tak drastycznie zmienia życie. Dobrze wiedzieć jedno – że nigdy nie
będziemy wystarczająco przygotowani. Nawet ci najbardziej przygotowani stwierdzą, że nie są przygotowani.
Ale, oczywiście, przygotować się można! Przede wszystkim należy zdobyć jak najwięcej informacji o kraju, do którego się jedzie,
na przykład o kulturze, geografii, polityce, o zwyczajach i obyczajach tam panujących, i nauczyć się przynajmniej podstaw języka.

O czym emigrant powinien pamiętać, szczególnie na początku swego pobytu?
– Żeby być wytrwałym! Żeby nie poddać się przy pierwszych porażkach i zachować optymizm. Droga jest długa i każdy krok do
przodu to nowe wyzwania. Być ciekawym, otwartym na nowe, nie kierować się przesądami, łapać każdy możliwy ludzki kontakt,
uczyć się języka i gromadzić jak najwięcej wiedzy o nowym kraju. Jeżeli potrafisz, to traktuj wszystko jako wielką przygodę.

Czy można wyróżnić najczęstsze błędy, które zazwyczaj popełniają emigranci?
– W mojej książce piszę: „Podczas mojego emigranckiego życia popełniłem większość błędów, jakie człowiek osiedlający się na
obczyźnie może zrobić”. Mogę was zapewnić, że lista błędów jest długa.
Absolutnie najczęstszym błędem jest narzekanie na nowy kraj i jego mieszkańców. Przedmiotem krytyki może być wszystko:
zachowanie „miejscowych”, ich cechy, tradycje, obyczaje, nawyki, kuchnia, język, historia… Niefortunnym jest też, gdy
próbujemy przekonywać naszych gospodarzy, że wszystko jest lepsze w naszym kraju. Nierzadko generalizujemy: pojedyncze
przypadki nieżyczliwego zachowania uogólniamy na całe społeczeństwo. Błędem jest też sądzić, że to nasza cudzoziemskość
jest przyczyną wszystkich niepowodzeń.

Czy trzeba zapomnieć o swojej polskiej tożsamości, żeby odnaleźć się w innym kraju?
– Aby „odnaleźć się” w nowym kraju, nie musimy zrezygnować z naszej tożsamości. To byłoby tak, jakbyśmy zapomnieli o naszej
przeszłości i kim jesteśmy. Nawet gdybyśmy chcieli, to otoczenie i tak nam przypomni, że nie jesteśmy jednymi z nich. Żeby
czuć się zadowolonym, spełnionym człowiekiem, musimy być świadomi swojej przeszłości, bo ona jest częścią naszej tożsamości.
Ważne, aby zdać sobie sprawę, że odnalezienie się w nowym kraju jest procesem wewnętrznym. Według mnie musimy spełnić kilka
wymagań. Po pierwsze, żyjemy teraźniejszością, a nie przeszłością. Nasza przeszłość i teraźniejszość mają żyć w zgodzie,
nie w konflikcie. Po drugie, akceptujemy, że żyjemy tu, w nowym kraju. To jest nasza rzeczywistość. Po trzecie, przestajemy
porównywać kraje i dzielić je na lepsze i gorsze. Po czwarte, przestajemy boleśnie tęsknić za czasem, którego już nie ma i który
nigdy nie wróci. Po piąte i ostatnie – kiedy zawieramy przyjaźnie, kierujemy się sympatią, wspólnymi zainteresowaniami,
a nie narodowością.

Jeśli chodzi o dzieci emigrantów urodzonych za granicą, to na ile w ich życiu powinna być obecna polska kultura?
– Przekazanie dzieciom języka i naszej kultury narodowej ma wielką wartość. To wzbogaca je i wzmacnia więzi rodzinne. Ważne
jest jednak, abyśmy nie kategoryzowali krajów na lepsze i gorsze. Jeżeli gloryfikujemy jedną kulturę i dystansujemy się od
drugiej, wyrządzamy więcej szkody niż pożytku. Ważne jest, abyśmy nie czynili różnic między naszym pochodzeniem a ojczyzną
naszych dzieci, co często jest powodem sporów i konfliktów.
Ważne jest ponadto, abyśmy sobie uświadomili, że dzieciom jest potrzebne poczucie wspólnoty z rodziną i z krajem, w którym
wyrastają. Myśmy wyrośli w innym kraju i w innych czasach. Nasza ojczyzna nie jest ich ojczyzną. Mój ojciec pochodził z Torunia
i opowiadał, często i barwnie, o swym mieście. Pokochałem Toruń, ale ani mój ojciec, ani ja nie uważaliśmy, że Toruń jest moim
miastem. Moim miastem jest Gdynia. Tam czuję się w domu.

Jedna z osób, którą Pan cytuje w swojej książce, wypowiedziała się w taki sposób: „Ten, kto ma dwie ojczyzny, ten nie ma żadnej”.
Na ile się Pan zgadza z takim poglądem?
– Królowa Szwecji, Silvia, urodziła się w Niemczech. Część dzieciństwa spędziła w Brazylii, kraju swojej matki. W wieku 30 lat
została królową Szwecji. W pewnym wywiadzie zapytano ją, czy jest możliwe kochać kilka krajów tak samo silnie. Jej odpowiedź
brzmiała mniej więcej tak: „Gdy urodzi się pierwsze dziecko, jesteśmy oszołomieni i wydaje nam się, że nikogo nie będziemy już
kochać tak bardzo jak właśnie to dziecko. Później urodzi się drugie i może następne, i stwierdzamy, że wszystkie kochamy. Tak
samo jest z miłością do innego kraju”. Ja też tak uważam.

Andrzej Olkiewiecz z synem Erikiem w 1975 r. w Abu Zabi fot. archiwum prywatneMieszka Pan ponad 60 lat w Szwecji. Czuje się
Pan bardziej Szwedem, czy Polakiem?
– Czuję się Polakiem, ale jestem świadomy, że moim domem jest Szwecja. Zrozumiałem to, gdy urodziło się moje pierwsze dziecko – przeszło
40 lat temu. Jechałem pociągiem, patrzyłem przez okno i nagle naszła mnie myśl: „Ja tu należę, tu będę miał mój grób”.
Moja tożsamość jest polska, jednakże nie czuję się w Polsce jak w domu – tam nie mieszkam. Mimo to sprawy polskie mnie bardzo
angażują. Znam Szwecję lepiej niż Polskę. Czuję się tu jak ryba w wodzie. Myślę, że to ludzie dookoła nas decydują o poczuciu
przynależności. Tutaj mam rodzinę i przyjaciół.

Czy w przebiegu życia na emigracji można wyróżnić pewne etapy? Jak określiłby Pan taki proces zmian?
– Często jest tak, że pierwszy okres w nowym kraju jest okresem ciekawości i otwartości na nowe. Trochę jak u turysty. Okres ten
trwa na ogół krótko. Pierwsze trudności czy niepowodzenia sprawiają jednak, że zaczynamy być krytyczni w stosunku do nowego kraju
i jego mieszkańców.
Niektórzy nigdy nie wychodzą z tego krytycznego nastawienia. Wielu jednak, mimo swojego krytycyzmu, podświadomie przyzwyczaja się do
nowego. Przechodzą przez różne fazy ambiwalencji i z czasem akceptują nowe. W szczęśliwych wypadkach prowadzi to do integracji,
co znaczy, że znika konflikt pomiędzy rzeczywistością, w której żyjemy, a naszą przeszłością. Wszystko jest bardzo indywidualne, zależne od osobowości.

Pana książka opatrzona podtytułem „Podręcznik emigranta” przetłumaczona została na wiele języków. Czy można wyróżnić jakieś
uniwersalne sprawy, które dotyczą emigrantów w różnych krajach?
– Gdy zaczynałem pisać książkę, dałem jej roboczy tytuł „Podręcznik emigranta”. Mieszkałem i pracowałem w kilku krajach, spotykałem
ludzi ze wszystkich zakątków świata i zauważyłem, że wszyscy przeżywają spotkanie z innym krajem i inną kulturą mniej więcej
w ten sam sposób. Mianowicie: my emigranci wiemy, że opuściliśmy ojczyznę – wiemy, że obecnie mieszkamy w innym kraju, ale mimo
to podświadomie przez długi czas oczekujemy, że wszystko będzie działało tak jak kiedyś.
Trudno jest nam zrozumieć i przyjąć do siebie wszystko, co nowe. Potrzebujemy na to bardzo dużo czasu – nasz mózg jest zaprogramowany
kulturowo na bazie doświadczeń z dotychczasowego życia i nie potrafi jak komputer zmienić programu w jednej chwili. Rezultatem jest to,
że czujemy się zdezorientowani i sfrustrowani. To paradoksalne zachowanie jest uniwersalne! Nie gra tu roli, z którego kraju
pochodzimy i do którego przyjechaliśmy.

Młody emigrant z reguły potrzebuje stabilizacji. A jakie potrzeby ma starszy emigrant?
– Mam wrażenie, że raczej jest odwrotnie. Wyborem młodego emigranta nie jest stabilność w pierwszym rzędzie. Młody człowiek
chce raczej rozwinąć skrzydła. Może wyrwał się właśnie z ograniczającego go środowiska w swoim kraju i chce swobody, poznać
świat, szuka partnera, ma marzenia… Takim byłem ja i takich spotykałem w czasie mojej emigracyjnej młodości.
Myślę, że to raczej starsi emigranci starają się możliwie najszybciej ustabilizować w nowym kraju. Oni często mają już zawód,
jakąś karierę zawodową, rodzinę. Dla nich przewidywalność i bezpieczeństwo są ważne. To oni mają potrzebę stabilnego życia.

Czy zauważył Pan jakieś określone strategie postępowania emigrantów, którymi kierują się, aby odnaleźć się w nowym kraju?
– W mojej książce podzieliłem emigrantów na dwie grupy. Pierwszą grupę tworzą ci, którzy zadecydowali, że nie wrócą do ojczyzny.
Druga grupa to ci, którzy już od samego początku są zdecydowani, że po kilku latach wrócą do rodzinnego kraju. Podział jest
oczywiście bardzo uproszczony.
Emigranci, którzy już w chwili wyjazdu z kraju byli świadomi, że chcą budować nowe życie w nowym kraju, starają się wtopić jak
najszybciej w nowe otoczenie. Uczą się szybko języka, robią często karierę. Są pozytywnie nastawieni do nowego kraju.
Otaczają się znajomymi, którzy mają to samo nastawienie.
Ci z drugiej grupy traktują emigrację jako coś tymczasowego – planują pobyt na kilka lat, chcą zarobić i wrócić, aby zbudować
sobie lepszą przyszłość w kraju. Są bardzo związani z rodzinną kulturą i tradycjami i stale porównują nowy kraj z ojczyzną,
w której wszystko jest lepsze. W życiu nie jest jednak zawsze tak, jak sobie założyliśmy. Z różnych przyczyn
pozostajemy i budujemy swoje życie w nowym kraju. Po latach w nowym kraju nastawienie emigrantów z obu grup staje się bardziej wyrównane.

Gdyby ktoś chciał powrócić do kraju, to w którym momencie emigracyjnego życia najlepiej to zrobić?
– Od razu po przyjeździe! Ale żarty na bok! Jednak tak naprawdę ten żart zawiera dużo prawdy. Im dłużej trwa nasz pobyt za granicą,
tym bardziej oddalamy się od tego, co zostawiliśmy, i powrót będzie trudniejszy. Powrót do kraju to odwrotna emigracja. Żyjąc
za granicą, zdobywamy nowe doświadczenia, zmieniamy się umysłowo i psychicznie. My, nasi krewni i znajomi w ciągu lat rozłąki
żyliśmy w różnych obyczajowych, ekonomicznych i politycznych rzeczywistościach. My i oni zmieniliśmy się. Wracając do ojczyzny,
nie wracamy do tego, co było. Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, jak powiedział grecki filozof.

Pan wyjechał z kraju w roku 1957, z zupełnie innej polskiej rzeczywistości. Jednak Polacy nadal opuszczają swój kraj. Czy
odradzałby Pan dziś emigrację z Polski?
– Nigdy bym nie wziął na siebie tej odpowiedzialności, aby dać tego rodzaju radę.

Korzystając z własnych ponad sześćdziesięcioletnich doświadczeń życia poza ojczyzną, przedstawia Pan w książce osobiste
przemyślenia na temat życia na emigracji. Jaka refleksja nasuwa się Panu jako pierwsza, gdy usłyszy Pan słowo emigracja?
– Przygoda! Spełnione marzenia.

Pisze Pan o poszukiwaniu szczęśliwego życia. Czy z Pana licznych obserwacji wynika, że emigracja ułatwia szczęśliwe życie?
– To jest niezmiernie indywidualne! Niektórzy rodzą się emigrantami, a inni nigdy nie powinni opuszczać swojego kraju
(mówię o dobrowolnej emigracji). Większość ludzi, których spotkałem, nie żałuje swojej emigracji, mimo trudności, przez które przeszli.

Podsumowując, emigracja jest raczej stratą czy zyskiem?
– Emigracja daje nam możliwość wyjścia poza własny krąg kulturowy i spojrzenia na świat z zewnątrz. Świat jest wielki i różnorodny.
Różni ludzie, różne języki, kultury, religie, tradycje i obyczaje. I nic nie jest ani lepsze, ani gorsze od naszego
kraju i kultury. Jest po prostu inne! Widząc świat takim, jakim jest, uświadomimy sobie, że nasz kraj i nasza kultura nie są
centrum świata. Emigracja daje nam też możliwość sprawdzenia się w nieoczekiwanych sytuacjach i odkrycia w sobie sił i zdolności,
o których nie wiedzieliśmy. Wszystko to daje nam możliwość intelektualnego i emocjonalnego rozwoju, jak również poznania siebie
samego. A samopoznanie wzmacnia wiarę w siebie, daje spokój ducha i… szczęśliwe życie. Każdy krok do przodu sprawia, że coś
zostawiamy za sobą. Nie można wyjechać, nie zostawiając czegoś. Emigrując, tracimy oczywistą przynależność do własnego
kraju i ludzi, których tam zostawiliśmy. To jest cena płacona za emigrację.

Rozmawiał Sławomir Iwanowski, Polonika nr 286, wrzesień/październik 2021

Zostaw komentarz